Przeprawa promowa w Ciechanowie, którą administrowała Dolnośląska Służba Dróg i Kolei we Wrocławiu, funkcjonowała przez kilkadziesiąt lat. Rejsy były jednak uzależnione od pogody i przede wszystkim kapryśnego nurtu Odry. Zbyt wysoki lub niski poziom wód zmuszał do pozostania do brzegu. Ludziom zostawał wówczas jedynie transport łodzią przewozową, ale do niej najmniejsze nawet auto nie wjedzie. Dla wielu więc, zwłaszcza tych którzy uprawiali pola po obu stronach rzeki lub dojeżdżali do pracy w kopalni, było to ogromnym utrudnieniem. Musieli nadłożyć około 40 km i jechać na jeden z najbliższych mostów w Ścinawie lub Głogowie.
Prom zatrzymywała też kra lub konflikty międzyludzkie. Do największego doszło w 2006 roku, gdy firma zewnętrzna, której DSDiK zleciła jego obsługę i utrzymanie zażądała znacznej podwyżki, a Wrocław nie chciał się na nią zgodzić. Rozwiązanie problemu zajęło ponad pół roku. Nie pomogło nawet nagłośnienie sprawy na antenie telewizji publicznej w programie Elżbiety Jaworowicz „Sprawa dla reportera”.
Przewoźnikami byli mieszkańcy okoliczny wsi, wszyscy mieli patenty żeglarskie, bo tylko tacy mogą obsługiwać promy.
Największy ruch na promie z pewnością był w latach dziewięćdziesiątych. Tędy prowadziła bowiem najkrótsza droga na giełdę samochodową w Lubinie, największą w całej okolicy. Zaopatrywali się na niej nie tylko mieszkańcy obecnego powiatu górowskiego, ale całego ówczesnego województwa leszczyńskiego. Przy rzece ustawiały się długie sznury aut.
- Jeszcze większe wzięcie mieliśmy, jak Lepper i jego ludzie urządzali blokady na drogach. Każdy chciał z nami płynąć, bo to był najszybszy i najpewniejszy sposób przedostania się na drugą stronę Odry- mówił jeden z przewoźników w reportażu „Ostatni prom” opublikowanym w 2012 roku w „Panoramie Leszczyńskiej”. – Na pokład wchodzi maksymalnie od 5 do 6 aut, ale wtedy królowały maluchy, których zmieściło się nawet dwa razy tyle.
Dumą przewoźników był fakt, że na ciechanowskim promie nigdy nie doszło do tragedii. Nikt życia nie stracił. Nie znaczy to jednak, że ominęły go wszystkie mrożące krew w żyłach historie.
Zdarzyło się, że do rzeki wpadły dwie przyczepy ze zbożem, a raz nawet zerwały się liny i kotwica zatrzymała prom dopiero 200 metrów dalej, niemal dokładnie tam, gdzie obecnie stoi most. Na szczęście pasażerów udało się szybko i bezpiecznie ewakuować łódkami. Krótko potem na ląd zjechały samochody. Prom na właściwe miejsce odholowała płynąca ze Szczecina barka.
Prom pływał do 10 września 2012 roku, czyli do otwarcia mostu na Odrze. Potem zniknął z krajobrazu wsi. W naszej galerii możecie zobaczyć, jak obecnie wygląda miejsce, w którym funkcjonowała przeprawa promowa.
Polub nas na fb
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?