40-letni kulturysta sportem interesuje się od dziecka. Próbował sił w różnych dyscyplinach, czasami tylko rekreacyjnie, a innym razem wyczynowo. Jego pierwszym, sportowym idolem był Kazimierz Kaleta, brat taty, który podnosił ciężary.
- Drugim był Dariusz Latawiec, trener, mentor i założyciel pierwszej, profesjonalnej – tak mi się przynajmniej wtedy wydawało – siłowni w Lubielu. Nazywała się Tytan i znajdowała się w byłym pomieszczeniu gospodarczym w bloku, w którym mieszkałem wówczas z rodzicami i siostrą – wyznaje A. Kaleta.
Jego kolejne doświadczenie ze sportem sylwetkowym to już czasy szkoły ponadpodstawowej, do której chodził w Górze. Mieszkał wówczas w internacie, gdzie poznał Pawła Stachowiaka.
- Paweł był bardziej doświadczony i ukierunkowany w tym sporcie. Pokazał mi na czym polega dyscyplina, wytrwałość i cierpliwość. Pod jego okiem stawiałem pierwsze poważne kroki w tym sporcie – mówi kulturysta.
W kolejnych latach spróbował swoich sił w innych dyscyplinach. Były to: sporty full contact, boks, kick-boxing i mieszane sztuki walki. Trenował też trójbój siłowy, w którym na szczeblu lokalnym odnosił nawet sukcesy. Na jednej z imprez zajął trzecie miejsce.
- Kolejne doświadczenia zbierałem w sportach siłowych – strongmen, oczywiście na szczeblu lokalnym. Miałem nawet okazję zaprezentować się przed własną publicznością, bo gmina Wąsosz była organizatorem. Zająłem 4 miejsce w gminnych zawodach, ja chłopak, którego waga wskazywała zaledwie 84 kg rywalizowałem jak równy z równym z chłopakami z kategorii wagi ciężkiej, czyli +90 i +100 kg. Co ciekawe, w konkurencji zegar byłem bezkonkurencyjny i zawdzięczam to Pawłowi Stachowiakowi, który przygotowywał mnie do tej imprezy – podkreśla Andrzej Kaleta.
Uczestniczył jeszcze w innych tego typu zawodach, ale już bez większych sukcesów. Skupił się więc na sporcie sylwetkowym, ale rekreacyjnie. Trenował na sali gimnastycznej w Wąsoszu, której wyposażenie pozwalało na profesjonalne treningi.
Potem wyjechał w celach zarobkowych do Szwecji. Dziś pracuje, mieszka i trenuje w Sztokholmie, ale duchem i sercem nigdy nie przestał być chłopakiem z gminy Wąsosz.
- W Szwecji również od początku ćwiczyłem sport sylwetkowy. Zbliżając się do wieku średniego postawiłem przed sobą jeden cel – starty w zawodach kulturystycznych – zdradza Andrzej Kaleta. - Wiek 40 lat w sportach sylwetkowych wymaga znacznie większego zaangażowania niż jest to w wieku 20 lat. Trzeba brać poprawkę nie tylko na swoje możliwości zdrowotne, ale też finansowe, bo przecież mam już rodzinę, o którą muszę dbać.
Andrzej Kaleta zaznacza, że w jego sportowym sukcesie dużym udział ma też jego żona, która czuwa nad jego dietą. Potrafi gotować tak, aby było nie tylko zdrowo, ale też smacznie.
- Dużo zawdzięczam też mojemu obecnemu trenerowi personalnemu – Adamowi Litwinowi, który czuwa nad tym, abym był w pełni przygotowany do zawodów zarówno pod kątem sportowym jak i mentalnym. Wspiera mnie też moja rodzina i przyjaciele z gminy Wąsosz, a także burmistrz Wąsosza Paweł Niedźwiedź. Jestem im wszystkim bardzo wdzięczny. Zrobię wszystko, aby godnie reprezentować Polskę na 9 czerwca na mistrzostwach w Rzymie – zapewnia sportowiec.
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?